29 lis 2009

logiczne

Że się jest wariatem, to nie powód, by się zachowywać jak wariat.

28 lis 2009

serce

Wczoraj odnotowano dziwne objawy sercowe. Zaczęło się od nagłego zawrotu głowy, potem - po usadzeniu pacjenta - uczucie kręcenia w głowie trwało jeszcze przez jakiś czas. Następnie pojawiło się uczucie duszności i bólu w okolicy mostka. Jeden z obecnych obserwatorów fenomenu zasugerował brak któregoś z mikroelementów: potasu lub magnezu. A może wapnia. Zaleca się zrobienie kompleksowego badania krwi. Jeśli nie wykaże ono nic szczególnego, można będzie wrócić do wyjaśnień psycho-somatycznych.

23 lis 2009

de morbo evolvendo

Stwierdzono, że intensywny całodniowy płacz może doprowadzić do duszności, zawrotów głowy i ucisku w okolicy mostka. Prowadzi też do wyczerpania, które może zwalić lakrymanta z nóg. Zmęczenie może przynieść pewną ulgę i poprawę stanu nazajutrz. Ale może też mieć dodatkowe skutki w postaci zwiększonego łaknienia. Zaobserwowano też osłabienie podobne do tego, jakie towarzyszy hipoglikemii, co jest ciekawe, gdyż łzy są słone i powinny powodować spadek poziomu soli, a nie cukru.
Ponadto poprawa stanu nie wydaje się stała. Organizm, który - jak się zdaje - nieco już wypoczął, przejawia skłonność do poddania się nowym paroksyzmom. A poznajemy to po ogólnym napięciu mięśni. Najsilniejsze jest ono w okolicy szczękowej. Mamy też mrowienie skóry i fale gorąca. Jakiś czas temu zidentyfikowano te symptomy jako związane z lękiem. Dlatego należy się spodziewać kolejnych sequeli tego nudnego serialu. CDN...

22 lis 2009

de venenis

Jest w "Hrabim Monte Christo" wielce interesujący wykład o działaniu różnych trucizn. Jak nas poucza Aleksander Dumas, są trucizny dwojakiego rodzaju. Jedne podawane w coraz większych dawkach uodparniają organizm, inne wręcz przeciwnie: podawane w niewielkich ilościach przez lata kumulują się i nagle delikwent umiera, gdy ilość nagromadzonej substancji toksycznej osiągnęła poziom zabójczy. Doświadczenie wskazuje, że jad odrzucenia należy do tej drugiej kategorii.

Jeśliby ktoś wpadł na pomysł trucia bliźniego jadem odrzucenia, to należy postępować tak: we wczesnym już dzieciństwie aplikować duże dawki obojętności i gniewu. Skutkiem ubocznym może być choroba sieroca, ale nie należy się tym przejmować. Z wiekiem przechodzi. Później dawki można już zmniejszać. Wystarczy raz na jakiś czas rzucona mimochodem uwaga: "jesteś okropnym bachorem", "mam z tobą Krzyż Pański", "po co ja cię w ogóle urodziłam?" lub coś w tym stylu. W późniejszym wieku można to zmienić na: "jesteś nieudacznikiem" albo "a jaki chłopak/dziewczyna by z tobą wytrzymał(a)?". Dawki nadal można zmniejszać. Na ogół w okolicach dwudziestu lat uzyskuje się efekt taki, że delikwent ciężko odchorowuje każde krzywe spojrzenie ze strony drugiego człowieka, każdy brak czasu, każde niecierpliwe słowo. I, co ciekawe, im dłużej truty, tym mniejsza - czasem wręcz wyimaginowana - kropla nieakceptacji wywołuje coraz potężniejsze skutki. Każda odnawia bowiem skumulowany ból wszystkich dotychczasowych odrzuceń.
Metoda jest w zasadzie doskonała: zabija psychikę nie zostawiając śladów. Sekcja zwłok nie wykaże nic obciążającego.

roboty na głębokościach

niedzielne de profundis
mimo święta
nieprzerwane odwierty serca
podziemne nurty łez
złoża żalu

Nie będą więcej mówić o tobie "Odrzucona"
Raczej cię nazwą "Moje upodobanie"


Obiecywałeś mi to kiedyś i co?
Moje imię wciąż brzmi "Odrzucona";
ciągle ktoś mnie nim nazywa...

20 lis 2009

aż tylko

tylko ja mogę coś dla siebie zrobić, tylko ja mogę dla siebie mieć czas, uwagę i troskę;
aż ja
tylko ja mogę sobie zadawać prawdziwy ból, być naprawdę swoim własnym wrogiem;
aż ja
a potem tylko płakać
aż płakać.

W blogowisku cisza. Czasem trzeba takiej ciszy, by zdać sobie sprawę z tego, jak wokół jest cicho. Taka zimowa cisza pustych śnieżnych przestrzeni. Aż zaprasza, by zakopać się w jakiejś zaspie i odpłynąć cicho w niebyt...


I znów przyszła mgła. Nie tak dobra jak zaspy, ale też można się nią otulić jak kokonem. A ogólna wilgoć dobrze się łączy z łzami.
Szkoda tylko, że mgła zabrała księżyc, bo taki piękny był dziś. Może jutro też będzie. Rośnie teraz.

Jak to jest z tą samopomocą? Tyle już słyszę sprzecznych odpowiedzi... Niby najlogiczniejsza wydaje się ta, która mówi, że to od siebie samej przede wszystkim mam oczekiwać wsparcia. Z drugiej strony nie da się ukryć, że bez innych ludzi wokół giniemy. Problem jednak w tym, że boję się oczekiwać od innych.
Bo się zawiodę.
Bo nie mam prawa.
Bo inni są od tego, by oczekiwali ode mnie.
Bo takie jest usprawiedliwienie mojego istnienia.

18 lis 2009

wstecz

bezpieczna tu jak nigdzie
niesamotna jak z nikim
opowiadam zaległe marzenia

bez niewczesnych oczekiwań
pamiętna
że aż tylko mam siebie

15 lis 2009

mgła

"Cała Warszawa to mgła. Cała Polska to mgła."
Mam mgłę w myślach i w duszy. Lubię mgłę. Ale czasem - co tu kryć - przeszkadza widzieć jasno. Można by tak otulić się watą tej mgły i nigdzie już nie wyruszać, niczego nie podejmować. Po prostu tkwić z nosem przyklejonym do okna i wzrokiem wbitym w mgłę. Szkoda, że się tak nie da. I dobrze, że się tak nie da.
Ciągle nie wiem, co będzie z tą "Starówką". Bo dziury są i nie da się już odzyskać tego, po czym one zostały. Ale może można zrobić coś innego? Coś nowego? Coś nieoczekiwanego? Może dziury okażą się wręcz potrzebne. To by piękny paradoks był, gdyby coś wyrosło na brakach. Ale ponoć Pan B. jest specjalistą od paradoksów wszelakich. No to proszę. Czekam. Znów Twoja kolej. Zrobisz coś? Tak przy niedzieli..? Hmm?

12 lis 2009

no i proszę

Taka zwykła koleżeńska wizyta. Takie dawno nie prowadzone pogawędki. Sprawy trudne, remontowe. Sprawy wesołe jak plany naukowej przyszłości. Sprawy osobiste o takim wielkim morzu łez, które trzeba trzymać na wodzy, bo jak puszczą falochrony, to ono zatopi cały świat. Waterworld.
Kto by pomyślał, że drobiazgi w mym przekonaniu błahe zostaną uznane za ważne?
A za oknami moich ruin drzewa są już zupełnie ogołocone z liści i snuje się mgła. Mówcie, co chcecie, ale jesień to najpiękniejsza pora roku.

8 lis 2009

ruiny

"Mleko się rozlało" mawia Reverendissimus. Rozlało, a dzban się potłukł. Zostały jedynie skorupy jak z antycznej amfory. Garść kamieni po starożytnej świątyni. I nikt nie może odwrócić biegu wydarzeń. Sprawić, by nie było się stało to, co się stało. Teraz można tylko pieczołowicie sklejać kawałki. I nie uniknie się frustracji na widok rys i pustych miejsc po fragmentach, których zabrakło. Nie uniknie się poczucia braku. Można okłamać świat, jak zrobił to Evans zalewając betonem ubytki w minojskich pałacach. Można niemal z niczego odtworzyć warszawską Starówkę. Ale to nigdy nie będzie to samo. Pamięć o tym frustruje.
Dlatego nawet po niezwykłym doświadczeniu jakiejś cudownej świeżości można się obudzić z ołowianą kulą w żołądku i pytaniami, czy się uda i czy warto. Czy zlepiony ze szczątków dzbanek będzie jeszcze kiedyś nosił wodę? Czy w murach nowej starówki zagości klimat historii? I można znów popatrzeć starym spojrzeniem niewidzącym całego naczynia, jego kształtów i barw, ale skupionym na rysach i brakach. I znów tylko ode mnie zależy, czy nazwę ten posklejany przedmiot cennym dzbanem, czy bezwartościowym złomem.

7 lis 2009

frustracja

przetrwać. przejdzie.

nowe oczy

Bywają chwile takiego zdumienia i zachwycenia, gdy świat zdaje się widziany po raz pierwszy w życiu. Jest wtedy niezwykle wyraźny, bliski, przyjazny i intensywny. Żywy. Ale do tego trzeba naprawdę dostać nowe oczy. Albo raczej je "założyć", bo dostało się je w pakiecie już na początku przygody. I to naprawdę fascynujące poczuć się zupełnie wolnym. Wolnym od lęków i od własnej wyobraźni. Pomyślałam dziś, że cokolwiek stanie się jutro, nie zapomnę już nigdy tego uczucia. Nie zapomnę już nigdy, że tak można. I że to tylko ode mnie zależy.

5 lis 2009

"Wyglądasz pięknie" - powiedziała mi dziś pewna urocza osoba posługująca się niekiedy pseudonimem Kotus Tłustus. "Nie żebyś kiedyś wyglądała jak zdechła sałata, ale teraz naprawdę świetnie. Skąd ta zmiana? Czyżby jakaś nowa miłość?" - dopytywał Kotus T. "Nic z tych rzeczy" - odpowiedziałam - "i pewnie właśnie dlatego". Bo rzeczywiście, moje zakochania (a jak już kiedyś napisałam - tak samo nie umiem się zakochiwać normalnie, jak Taka Jedna) raczej sprawiały, że marniałam w oczach. Pewnie dlatego, że zawsze i nieodmiennie były bezwzajemne. Ale teraz po ostatnim złamaniu serce zrosło się bez śladu, a ja nawet nieco przytyłam, co natychmiast raczył odnotować mój Kum Profesor. Na miejscu dawnego zauroczenia nie pojawiło się żadne kolejne. I wygląda na to, że są pustki, które natura całkiem nieźle toleruje. Jeśli faktycznie wyglądam niezgorzej, to mam na ten fenomen tylko jedno wytłumaczenie: to musi być efekt zaprzyjaźniania się z samą sobą.

Heandel zamiast Verdiego

Ponieważ bilety na premierę Traviaty są już wszystkie zarezerwowane od ponad miesiąca, wpadłam na pomysł, by szlagierową operę romantyczną zastąpić operą dawną. Zamiast szlachetnej prostytutki wymyślonej przez Dumasa syna będzie król Persów. Kserkses Haendla w Filharmonii Narodowej.
Tymczasem remontowe sprawki i ogólne niechcenie sprawiło, że odłogiem legł Sobieski i jego dokonania opisane przez niejakiego Duponta. Muszę się zabrać z kopyta do tego tekstu, zwłaszcza że od wczoraj mam już w moich ruinach prąd. Jeszcze tylko pozbierać folie malarskie z pokoju, posprzątać, zamieszkać i wziąć się intensywnie do roboty.
En passant muszę przyznać, że uczenie łaciny jedenastoletniego Hindusa ma nieoczekiwane zupełnie walory. To świetna okazja, by szlifować angielski. Ogólnie pozytywów jest sporo i aż mi dziwnie z tym, że nie mam się na co użalać.