27 cze 2010

zagubienie

Zdarza mi się zagubić. Jeszcze wczoraj byłam w hic et nunc chłonąc zapachy, ciepło i muzykę. A tu jedna rozmowa i druga, jakiś przeczytany fragment czegoś, i nagle rozglądam się wokół i widzę, że zabłądziłam. Hic et nunc gdzieś uleciało. Uleciała jak mgła konkretna rzeczywistość. Taka dobra i przesycona intensywnością wrażeń, a na jej miejsce pojawił się wirtualny (choć zupełnie nie komputerowy) świat. Zaczęłam wędrować po cudzych głowach, czytać cudze myśli. Nawet się nimi przejęłam. Nawet odczułam to, co oni czują. Nawet przez moment wydawało mi się, że TO właśnie jest konkretna rzeczywistość. Na szczęście świat wyobrażeniowy ma strukturę cienia. Gdy chcieć go złapać, poczuć kształty, smaki, przepływa przez palce. I wtedy trzeba się puknąć w czoło. No jasne... znów zabłądziłam. I to wcale nie w cudze głowy, myśli, uczucia. Ale we własne na ich temat wyobrażenia. I gotowa byłam przysiąc, że inni czują i myślą dokładnie to, co ja sobie wyobrażam, że czują i myślą. A przecież ich wewnętrzne światy, ich własne hic et nunc są dla mnie nieosiągalne. I dla mnie i dla każdego, z wyjątkiem ich samych. Tak jak do mojej konkretnej rzeczywistości nie ma wstępu nikt poza mną. No, pewnie jeszcze Bóg. I choćby się błądziło wśród złudnych "cudzych światów" latami, nie sposób zmienić podstawowego faktu, że samotność jest najbardziej istotową, immanentną cechą człowieka.

26 cze 2010

kowal losu

Weźmy takiego kowala. Skoro jest kowalem, to znaczy, że ma kowalskie umiejętności. Ma też pewnie kuźnię, w której pracuje. Inaczej by tych umiejętności nie nabył. Kując tworzy coś z bryły metalu. Wiadomo, że z bryły, która waży kilogram, nie wykuje dwudziestokilogramowej zbroi płytowej. Wiadomo, że musi też brać pod uwagę rodzaj materiału. Nie ze wszystkiego da się wykuć damasceńską szablę. Ale w ramach tych z góry danych ograniczeń, ostatecznie od niego zależy, CO powstanie z tej bryły. Jeśli nie powstanie w ogóle nic, to wcale nie z winy Boga, czy Losu, ale dlatego, że nie wzięliśmy młota w garść. Z lenistwa? Ze strachu? Wszystko jedno w sumie.

24 cze 2010

postęp

Jak wszyscy, mam w sobie te autodestrukcyjne siły, które - jeśli je spuszczę ze smyczy - każą mi wybierać spośród relacji i sytuacji takie, co zadają najwięcej bólu.
Mam je nadal. Ale oduczyłam się już nieprzyzwoicie pytać, co Pan Bóg chce mi przez to powiedzieć.
I to też jest chyba przejaw dorosłości: nie zwalać na Niego własnych wyborów.

23 cze 2010

credo

Wyszło w rozmowie, że wierzę w człowieka. Bardzo. Tym bardziej, że wierzę, że Pan Bóg mu - temu człowiekowi - naprawdę kibicuje. Na wstępie dał mu wszystko. Dosłownie wszystko. I możecie się śmiać, ale ja naprawdę w to wierzę. A teraz jeszcze kibicuje. Żeby on - ten człowiek - zbudował sobie przy pomocy tego wszystkiego szczęśliwe życie. I nawet kiedy robi błędy, gubi się, gubi połowę, albo i prawie całe swoje wszystko, to ciągle nic nie jest tak naprawdę stracone. Bo w samym akcie zgubienia już tkwi ziarenko, z którego ciągle jeszcze wszystko może wyrosnąć. To będzie rzecz jasna inne wszystko, bo nie można cofnąć czasu. Nawet Bóg go nie cofa, bo byłby wtedy po prostu niepoważny. Coś więc się zgubiło, ale coś się znajduje. Bo tak cudownie została stworzona natura. I powiem Wam, że strasznie dobrze jest w to wierzyć.

18 cze 2010

farinelli, carestini...

"Są bezżenni, których ludzie takimi uczynili". Słowa te w pierwszym rzędzie kojarzę z kastratami. Myśl o ofiarach takiego barbarzyństwa powinna budzić tylko gniew i żal.
A jednak kiedy słucham arii napisanych dla kastratów (dziś na szczęście wykonywanych przez kontratenorów, których nikt nie musiał niczego pozbawiać), nie mogę się nie zachwycać.
Bez wątpienia uroda tego śpiewu nie może w najmniejszym nawet stopniu usprawiedliwiać zwyrodniałego bestialstwa.
Ale nie bez wzruszenia myślę, jak wielka to mądrość, że życie skazane przez kochanych bliźnich na bezpłodność w jednej sferze, można uczynić płodnym pod innym względem.
Że dróg zawsze było i jest tysiące; na pohybel wszystkim ograniczonym umysłom wyznającym "jedynie-słuszność" jakiegoś jednego sposobu spełniania siebie.

14 cze 2010

do Taty

Dorosłam, więc traktujesz mnie jak dorosłą. Nie zgodzisz się już na dziecinne minki, krokodyle łzy, wmawianie Ci: "ja przecież nie chciałam".
No bo jak nie, jak tak? Jasne, że chciałam. Jestem duża i robię to, co chcę.
Ani Ciebie ani siebie nie nabiorę już na przebiegłe zagrywki pięciolatków. Które im wybaczamy, bo pięciolatki mają tyle wdzięku, kiedy próbują nagiąć rzeczywistość.
A ja odpowiadam za to, co robię. Chcę być dorosła, czyli chcę odpowiadać. I wiesz co? Dobrze mi z tym. Nie boję się.
Bo dorosłość to również świadomość, że nie jestem Bogiem. Że sprawy dzielą się na takie, które ode mnie zależą i takie, które nie. I tak jest świetnie.
A także świadomość, że zawsze, naprawdę zawsze, jest jakieś dobre wyjście. A ja mam go szukać. Szczerze i uczciwie. Tylko tyle i aż tyle.
I wiesz, co Ci powiem? Że lubię z Tobą być po dorosłemu.

12 cze 2010

trzeźwo

Bezczelna i skrajna trzeźwość, w jakiej funkcjonuję od półtora roku, jest okazją do ciekawych przemyśleń. Zwłaszcza, kiedy się jest jedyną trzeźwą osobą w jakimś gronie. Pewnie prościej by było nie wyróżniać się, upić jak wszyscy, robić różne dziwne rzeczy, a potem nie pamiętać, albo udawać, że się nie pamięta.
A trzeźwy się wyróżnia. A potem pamięta.
Dobrym wyjściem z sytuacji jest po prostu iść spać, żeby nie być najpierw świadkiem, a potem wyrzutem sumienia.
Tak właśnie zrobiłam i to był dobry wybór. Aczkolwiek jeszcze lepiej by było to zrobić pół godziny wcześniej.

11 cze 2010

kropelki

No i co ja poradzę, że mi się ten obrazek spodobał? Trochę szary i smutnawy, wiem. Ale te kropelki na szkle są takie misterne. Powinno być wiosennie, zielono i niezbyt wodniście, bo wody w tym roku mamy aż nadto. Jakaś Sahara być powinna. A tu kropelki. I mglisty widoczek za szybą. Może dlatego takie to miłe, że właśnie za szybą ten widoczek. I mokro też gdzieś tam, w świecie. A przed szybą sucho i przytulnie i można z rozmarzeniem obserwować kropelki. Zupełnie bez zobowiązań. I bez parasola.

8 cze 2010

"dorosłość" - do wszystkich "obrońców dzieci"

Zadano mi pytanie o dorosłych i miłość.
Może różnie rozumie się dorosłość. Może też rozmaicie rozumie się miłość.
W moim odczuciu ktoś, kto jest "zbyt skomplikowany" wcale nie jest dorosły, tylko dorosłego udaje. Z pewnością nie wszyscy dorośli potrafią kochać. Ale żeby kochać trzeba być dorosłym. Dzieci nie umieją kochać. Umieją co najwyżej być kochane.
Miłość jest możliwa tylko w partnerstwie. Dzieci są zbyt zależne, zbyt niesamodzielne.
I nie należy tych moich słów rozumieć jako zarzutu pod adresem dzieci.
Ja naprawdę je lubię. Są słodkie, potrafią być niesamowicie przylepne, wdzięczne, przywiązane.
Tylko że moim zdaniem z miłością to nie ma wiele wspólnego.
Równie dobrze ktoś mógłby powiedzieć, że zwierzęta umieją kochać. Bo umieją się przywiązać i okazywać przywiązanie i wierność.
Ale przywiązanie i wierność to nie jest miłość.
Jestem przekonana, że jest dokładnie tak jak napisałam: absolutnie koniecznym warunkiem miłości jest wolny i świadomy wybór. A dziecko nie jest ani wolne, ani świadome.

Charakterystyczne dla dzieci jest między innymi to, że same nie orientują się we własnych uczuciach i że bardzo ulegają chwilowym emocjom. Jednego dnia mówią: "to moja najlepsza koleżanka, oddam jej moją najpiękniejszą lalkę i będziemy przyjaciółkami do końca życia"; następnego dnia po strasznej kłótni o jakieś nieprawdopodobne głupstwo już słyszymy: "oddawaj mi moją lalkę, jesteś okropna, nienawidzę cię i nie odezwę się do ciebie do końca życia!". To typowe dziecięce zachowania, przez które przechodzą wszystkie dzieci. A niektórzy nigdy z nich nie wyrastają.

Tymczasem dorosłość polega między innymi na świadomym "zarządzaniu" emocjami i tym wszystkim, co się dzieje wewnątrz nas. Na kontrolowaniu chwilowych napadów czy to gniewu i żalu, czy to czułości, ze świadomością, że są one przejściowe i nie należy na ich fali podejmować wiążących decyzji. Żadne dziecko tego nie umie, bo tego rodzaju umiejętność jest właśnie cechą dorosłości i nikt jej nie osiąga przed jakimś 17 rokiem życia.

Dla mnie nie ulega wątpliwości, że do miłości zdolna jest tylko osoba, która panuje nad emocjami, a nie emocje nad nią.

7 cze 2010

truskawki i baśnie

Truskawki w nowej wersji, a mianowicie w sałatce z serem "danish blue" oraz z miodowym sosem winegret. Pycha!

A baśnie też w nowej wersji, a mianowicie według Bettelheima. Inspirujące.

Choćby fragment o chłopcu, któremu rodzice próbowali wytłumaczyć, że "własne emocje doprowadziły go do postępku, którego nie tylko rodzice nie aprobowali, ale nie aprobował również on sam. Chłopiec ten powiedział: to znaczy, że mam maszynę w środku, która bezustannie chodzi i w każdej chwili może mnie wysadzić w powietrze?"

3 cze 2010

feedbacków ciąg dalszy

"Nie jesteś już małą Beatką, jaką byłaś rok temu" przeczytałam dziś. Faktycznie, nie jestem. Dorosłam! Kurczę blade, dorosłam! I kto by pomyślał...

W każdym razie świat z perspektywy dorosłości wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim nie jest straszny. Nawet te grzmoty za oknem brzmią jak zaproszenie do tańca, a nie jak niezadowolone pomrukiwanie Pana Boga. Po drugie świat jest mój. Pasuje do mnie i mam ochotę używać go i tworzyć. A właśnie z dwójki płyną dźwięki Stworzenia Świata Haydna. Co więcej ten zachwycający świat pełen jest niezwykłych ludzi. Fascynujących i chętnych zafascynowania. Ciekawych i pragnących zaspokoić ciekawość. Podziwiających i podziwianych. Mogę się z nimi dzielić radością, entuzjazmem, wiedzą. Możemy wymieniać spojrzenia, doświadczenia, uczucia. Bawić się tak, jak tylko potrafią się bawić dorośli, którzy na chwilę chcą wrócić do dzieciństwa.
I kochać. Bo to tylko dorośli potrafią.

2 cze 2010

adiectiva feminina

silna
swobodna
uszczypliwa
inteligentna
swobodna
silna
wiedząca, czego chce
niepotrzebująca
zaradna
silna
atrakcyjna
piękna
pewna siebie
seksowna
zdecydowana
ciepła
silna
mądra
kobieca
wrażliwa
pewna siebie
silna
tajemnicza
niezależna
swobodna
obecna
silna
mądra

1 cze 2010

wyniki eksperymentu

Daję.
Bo lubię. Bo sobie wyobrażam, że to sprawia przyjemność. Bo chcę okazać sympatię. Bo chcę zostać uznana za sympatyczną.
Nie dostaję.
Bo inni dają tym, którzy potrzebują; albo tym, którzy budzą litość; albo tym, w których warto zainwestować, bo są nierozrzutni.
Nie biorę bez proszenia.
Bo nie.
Biorą ode mnie.
Bo lubią brać od tych, których lubią. Bo chcą brać od tych, którzy mają coś fajnego. Bo biorą.

Saldo realne, jak na moje potrzeby, wystarczające.
Saldo uczuć - ogromne manko sympatii wskutek pomylenia walut.