27 lip 2010

ochrona

Na czym miałoby to polegać? Nie wiem. Może lepiej nie próbować przeniknąć, zrozumieć. Przynajmniej tymczasem. Może lepiej przyjąć, że tajemnice są. I Bóg, jak każdy, ma prawo do własnych sekretów. Jeśli jakiś element nie mieści mi się w układance, to może tak ma być. W końcu życie się jeszcze nie skończyło i do układania zostało jeszcze wiele.

A konkretnie to dziś elementem, dla którego nie umiem znaleźć miejsca, jest narzucające się wrażenie, iż jestem chroniona. Ileż to już razy pchałam palce między drzwi! Na ślepo i z uporem chciałam, żeby było po mojemu i zżymałam się, gdy nie było. Czasem nawet czułam się oszukana. A potem, z perspektywy czasu i nowych odkryć, musiałam powiedzieć: "dobrze się stało". Dobrze, że nie było po mojemu, bo ładnie bym teraz wyglądała.

Zastanawiające jest to, że znam ludzi, wielu ludzi, którzy jednak postawili na swoim. I teraz chodzą z amputowanymi palcami. Metaforycznie rzecz biorąc. Potłuczeni, poranieni, bo budowali domy na piasku. Żeby tam na piasku! Na trzęsawiskach i na wulkanach. Sama bym tak miała, bo wciąż nie mam dość rozumu i nie rozróżniam terenów. Ale nigdy nie jest mi dane. Metaforycznie można by powiedzieć, że permanentnie odmawiają mi pozwolenia na budowę. I mają rację. Zawsze mają rację, a ja zbieram kolejne dowody na to, że moje pomysły były złe. I dobrze, że nic z nich nie wyszło. Znaczy ci biurokraci od pozwoleń na budowę otoczyli mnie jakąś dziwną opieką. A najwyraźniej nie wszystkich otaczają. I zawsze znajdzie się ktoś, kto mi przypomni: "jesteś chroniona".

To miłe. Ale ja i tak tego nie rozumiem. Dlaczego chroniona? Dlaczego ja? I czym jest ta ochrona? Przecież mamy prawo do błędów. Nawet tych najbardziej dramatycznych.
Gdy o tym dumam, czuję się spowita tajemnicą. Nie jest mi z tym źle. I chyba na razie tak musi zostać.

25 lip 2010

bywa

Bywa, że rzeczywistość nie jest różowa i coś w niej uwiera.
Coś, czego zmienić już się nie da.
Spisanie czegoś (a może całego człowieka?) na straty.
Bywa, że nagle pojawiające się myśli o tym bolą.
Bywa, że się to usłyszy głośno przez kogoś wypowiedziane.
Wtedy boli bardziej.

***
Zadziwiające są te nasze zmory.
Niby się o czymś wie. A chciałoby się, żeby to nie było prawdą. I pragnie się usłyszeć od innych, że to prawdą nie jest. Tak jakby cudze słowa miały realną moc zmiany faktów. I tak jakby cudze potwierdzenie miało moc urealnienia tego, co przecież jest faktem i tak...

Czy człowiek jest istotą tak dalece narracyjną, czy może ma to jakiś metafizyczny związek z Logosem?

20 lip 2010

choroby

Na pewnym blogu czytam zwierzenia, które wskazują na terminalny etap choroby współuzależnieniowej.
Nie móc bez kogoś żyć - to nie miłość, to patologia.
Miłość to wolność: nie zniewalam tego, kogo kocham i nie jestem przez niego zniewolona.

Wiem, że sama jestem dopiero "w drodze", jeszcze potrzebuję leczenia. Bo ciągle jeszcze się wikłam. Ale cieszę się, ogromnie się cieszę, że jestem tych zjawisk świadoma. Najlepszym sprzymierzeńcem jest moje własne ciało: napięcie mięśni, ból brzucha, mrowienie skóry... Takie drobne sygnały, że coś nie gra, że emocjami zawędrowałam w świat nieistniejący, że straciłam moje "hic et nunc". Ciało jest mądre. I wcale nie dąży do czegoś innego niż duch. Wręcz przeciwnie: ciało i duch dążą do integracji i harmonii. "Gdy czynię dobrze, czuję się dobrze. Gdy czynię źle, czuję się źle" - przeczytałam niedawno. Bardzo to głęboka prawda o człowieku.

18 lip 2010

to i owo

"In the practice of tolerance, one's enemy is the best teacher."
Tę sentencję Dalaj Lamy przeczytałam w piątek w metrze na koszulce jednego z pasażerów.

A poza tym upał.

15 lip 2010

w nawiązaniu

Equinne napisała o piekle.
Co do mnie nie wątpię w prawdziwość twierdzenia, że piekło nie jest miejscem, ale stanem ducha. Ze wszystkich literackich opisów piekła najbardziej mnie przekonuje ten autorstwa C.S. Lewisa, zamieszczony w Ostatniej bitwie. Karły są dokładnie w tym samym miejscu, co inni, otoczeni tymi samymi rzeczami, ale wszystko, co piękne i dobre postrzegają jako szpetne i złe.
Znam z doświadczenia ten rodzaj piekła, który można zbudować we własnej głowie. I nie wydaje mi się, żeby nawet diabeł był w stanie przebić w tym względzie naszą własną pomysłowość. Największe zło wyrządzamy sobie sami.

6 lip 2010

moje kowalstwo

Wracam myślami do kowala losu.
Był czas, gdy czułam się niemal w pełni zależna od okoliczności. Przezywanych dla zmyłki "Wolą Bożą". A jej wizja napełniała mnie mrożącym krew w żyłach lękiem.
Dziś wiem, że bóg, do którego się modliłam, to nie był ten Właściwy. Ot, jak łatwo popaść w pogaństwo.
Mam Teraz przed sobą swój los i wiem, jak wiele zależy ode mnie. Czuję się wręcz zaproszona do wszelkich prób, eksperymentów i radowania się tego losu kuciem. Chcę mieć marzenia, chcę mieć plany. Ale chcę też mieć przestrzeń. Miejsce na oddech, miejsce dla Ducha. Dlatego do marzeń i planów podchodzę lekko, z dystansem i uśmiechem. Może z tej bryły żelaza powstanie tarcza, a może miecz. A może jeszcze coś innego. Ale to jest MOJA robota i, jako taka, zawsze będzie mnie cieszyć.
Zastosowanie się znajdzie i dla miecza i dla tarczy. I dla czegoś innego. Nie chcę się kurczowo czepiać szczegółów. Że koniecznie miecz, że koniecznie dwumetrowy, że koniecznie z runami na klindze. Przecież doświadczyłam już tyle razy, jak cennym skarbem są w życiu niespodzianki i zupełnie nieoczekiwane obroty spraw! Nie chcę tego tracić. Będę się więc bawić mym kowalstwem i ze szczerym zaciekawieniem patrzeć, co mi z tej roboty wyjdzie. Stać mnie na to, bo wiem, że cokolwiek wyjdzie, wyjdzie piękne. Bo moje własne i wykuwane z sercem i radością.

5 lip 2010

bez uprzedzeń

Czy którykolwiek z fanów Pratchetta przypuszczałby, że można spędzić przeurocze popołudnie w towarzystwie Audytora? Ha!

No i na dodatek Samprasarana dała znak życia, żeby niedziela była jeszcze milsza. :)

2 lip 2010

niespodzianka

Jak się okazuje, będąc jedyną trzeźwą osobą na imprezie, można się też nieźle bawić i potem wcale nie żałować, że nie poszło się spać w strategicznym momencie :D