Na kamieniach zostały płynące z mą falą zmurszałe pnie, czyjś zgubiony kalosz, sterty zeszłorocznych liści i szlam. Dużo szlamu.
Przed spadaniem trochę się denerwowałam. Ale tylko trochę bo już to znam.
A teraz fala płynie czysta. Przez nowe krajobrazy, nowe gleby, gdzie szlamu będzie mniej.
Czuję się uwolniona od złych balastów.
Słyszę Bożą zachętę do wędrowania własną ścieżką.
On wie, że wędruję do Niego, że do Niego tęsknię i naprawdę na Nim mi zależy.
Na pewno będzie na mnie czekał. Ma przecież całą wieczność.
A ja się nie boję. Nazwijcie to pychą, ale wiem, że trafię, gdy idę na spotkanie z Nim.
Znalazłam w internecie coś takiego, może Ci się spodoba. Skojarzyło mi się z Twoim wpisem:
OdpowiedzUsuńPsalm o Miłej Mojej i Łące (remake)
2 Kor 12.1-5
Powiedz synku co widziałeś
Nocą ciemną nocą gwiezdną
Czy ty w ciele czy za ciałem
Wyjednałeś w Bogu jedność?
Z tym co gubi się porankiem
Kiedy okno rosą spływa
To co czai się za firanką
Gdy Księżyca światło śpiewa