1 maj 2010

bizzaria d'

Trawa była wilgotna. W niej żółte mlecze. Pachniało dymem z ogniska i stajnią. Konie podchodziły pić ze strumienia i biegały piękne za zasłoną drzew. Ziemia parowała. Ludzie przyszli punktualnie. Przynieśli kiełbaski i inne przysmaki. Niektórzy dawno niewidziani. Twarze dobrze znane i nieznajome. Rozweselone dniem, który zaczął się w deszczu, a kończył słońcem. No i jeszcze były psy. Spragnione pieszczot, towarzyskie. I śpiew ptaków...
Do roboty, panowie: spezzato fianchegiato do tyłu z lewej. Trzy, cztery.
Dobrze było pojechać. Gorzej wracać.

1 komentarz: