28 wrz 2009

"Lalka" - F93

"Bo ja się nie umiem normalnie zakochiwać" - powiedziała Taka-Jedna. Zdziwiłam się. Co to znaczy "normalne zakochanie?" Powoli rozplątuję tę zagadkę i zdziwienie powoli znika. W fachowym języku jest takie urocze słówko "współuzależnienie". Które z zakochaniem (takim, jakie powinno być; a jakie powinno być, to chyba się intuicyjnie wyczuwa) nie ma wiele wspólnego, a jednak - o paradoksie - nagminnie jest z nim mylone. Zwłaszcza w literaturze.
Oto bowiem w Dwójce Subiekt Rzecki mówi, że Wokulski się chyba nigdy nie ożeni. Tyle panien chce się za niego wydać, a ten się ślepo zapatrzył w Izabelę. Jakby było w co. Przecież każdy z nas czytając głową kręci i nadziwić się nie może temu "zakochaniu". W cudzysłowie, bo to właśnie chyba raczej współuzależnienie było. Zakochanie - to jedna z tych prawd, które intuicyjnie wyczuwamy - NIE powinno być destrukcyjne.
Skąd się to zatem bierze, że mając pod bokiem wspaniałych ludzi, w których szczęściem byłoby się zakochać, lokujemy nasze uczucia tak beznadziejnie? Literatura by chciała włączyć ten fenomen do samej istoty zakochania. Co czyniłoby z tego ostatniego po prostu chorobę. Jedną z odmian autoagresji: oto teraz zaplączę się emocjonalnie w jakiegoś drania i zapłacę cenę wysoką (może nawet najwyższą) i nikt nic na to nie poradzi, bo "serce nie sługa." No, bzdura jakaś i tyle...
Pracując nad sobą od pewnego czasu odkrywam pobudki tej autoagresji, tych reakcji, o których cyniczny Valmont powiadał: "c'est plus fort que moi" (ale on akurat wtedy bezczelnie kłamał). U mnie to się nazywa F93. I wszystko jasne. Ja też nie umiem się "zakochiwać normalnie", tylko zawsze destrukcyjnie (głównie autodestrukcyjnie). Biurokraci skodyfikowali takie stany i ponadawali im numerki. W szczególności interesują mnie tutaj Zaburzenia zachowania i emocji rozpoczynające się zwykle w dzieciństwie i w wieku młodzieńczym Kody od F90 do F98. Nie będę przepisywać długich definicji. Kto chce, może sobie pogooglać.
Wiem zatem, co mi jest. F93.
Ale co jest Takiej-Jednej? A co Wokulskiemu?
Trudno zdiagnozować, ale jak się zastanowić, to chyba większość romantycznych literackich zakochań to zwyczajne zaburzenia. Chyba czas to sobie wreszcie powiedzieć i nie wierzyć poetom w kwestiach definicji miłości i zakochania.

8 komentarzy:

  1. Jak już powiedzieliśmy, wszyscy jesteśmy zdolni do miłości, ale niewielu ludzi kocha naprawdę, ponieważ większość potrafi się jedynie zakochać. Wiemy, że aby się zakochać nie trzeba żadnego wysiłku, wystarczy dać się ponieść własnym emocjom, czyjejś atrakcyjności fizycznej, nie wnikając w głąb siebie ani partnera.
    Wystarczą marzenia.
    W rzeczywistości jednak karmimy się złudzeniami.

    Valerio Albisetti, "O miłości".

    Lepiej, głębiej pisze o tym M. Scott Peck w "Drodze rzadziej wędrowanej", ale wyszła z mojej półki na półkę wujka Czarka, a on po 4 miesiącach sobie przypomniał, zajrzał i odgrażał się w smsie, że nie odda, póki nie przeczyta. Jak wróci, to przepiszę kawałek z drogi.

    Generalnie Scott Peck sprowadza zakochanie do zjawiska KATEKSJI. kata + ekho. Czyli, po naszemu - domania? (Czym się różni kateksja od aneksji - nad tym myślę i wymyślić nie mogę. Może jakiś usłużny współczytelnik podpowie?). Czyli zagarniamy ("domiewamy"? "domajemy"?) kogoś i włączamy go do swojej przestrzeni emocjonalnej. Przywłaszczamy. Jest to niezbędne, by narodziła się miłość, ale od tego do miłości jeszcze daleka droga. Literatura zaś powszechnie myli te pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE BAĆ SIĘ KOCHAĆ

    Życie zawiera śmierć i z niej również się składa.

    Życia nie da się zdefiniować, jest ono nieskończenie silne i szerokie. Człowiek widzi je takim tylko, jeśli przyjmie dychotomiczną grę pomiędzy świadomością, że śmierć jest udziałem wszystkich a odrzucaniem tej świadomości.

    Nie można mówić o miłości, nie wspominając o psychice i powołaniu człowieka. Traktowanie człowieka jako statycznego i niezmiennego paradygmatu należy już do przeszłości. Nie ma nic bardziej dynamicznego, wolnego i otwartego niż życie.

    Miłość zapuszcza swe korzenie w ludzkim życiu, w podświadomości, gdzie łączą się przeciwieństwa, gdzie granica pomiędzy chorobą a doskonałością okazuje się chwiejna i znika umiejętność osądzania, ale gdzie można i należy szukać przyczyn braku satysfakcji z życia, nostalgii, poczucia osamotnienia, pragnienia pełni i doskonałości, gdzie kryją się przyczyny ludzkiego cierpienia i gdzieś w głębi sens życia, nieskończoność, punkt wyjścia.

    Wszystko to przeraża. Wiem. I może właśnie dlatego z jednej strony zaleca nam się przeżywanie miłości takiej, jaką jest, jakby jedynym naszym zadaniem było bierne jej odczuwanie, z drugiej zaś strony pouczani jesteśmy o najmniejszych szczegółach technicznych zachowań miłosnych. Nie wierzę ani w jedno, ani w drugie. Oba rozwiązania dyktuje strach.

    Chciałbym natomiast przekonać Czytelnika, aby wybrał jeszcze inną możliwość: aby się nie bał. Nie bał się zagłębić w skomplikowany świat miłości, ale jakże bogaty i istotny w naszym życiu. Wejść w ten świat oznacza bowiem wejść w głąb siebie, zrozumieć, do czego jesteśmy przeznaczeni, doświadczać przeżyć duchowych, które odsłaniają przed każdym człowiekiem odbicie własnego "ja", pozwalają dotrzeć do własnych granic i wypróbować siebie, zwiększyć wiedzę o ludzkiej osobowości. Kto ogranicza się do życia seksualnego czy też ulega obawie przed cierpieniem, jest chory, boi się życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miłość to ryzyko. Ryzyko zatracenia się w osobie kochanej bez możliwości odnalezienia, ryzyko zatrzymania się w drugim człowieku i połączenia z nim.

    Miłość to odkrywanie siebie. To gra w otwarte karty, kiedy rzeczywistość wciąż każe nam się maskować na wszystkie sposoby, chronić i nie ujawniać uczuć, aby nie dać się zranić, złapać czy kupić.

    Miłość to prawda. Nie posługuje się podstępami, kompromisami ani układami. Jest bezpośrednia, najistotniejsza.

    Miłość to umiejętność planowania. Jest skazana na śmierć, jeśli nie skieruje się jej na określoną drogę.

    Miłość to dokonywanie wyborów. Nie jest to ślepa akceptacja każdej propozycji, ale podjęcie aktywnej i twórczej roli w tworzeniu więzów między ludźmi. Nie wybiera najłatwiejszych rozwiązań, ale te, które prowadzą do prawdziwego połączenia najpierw dusz, potem ciał.

    Miłość to godność. Nie zgadza się na wszystko, co napotka, nie wypełnia wewnętrznej pustki seksualnością, ale ma szacunek dla samej siebie, dla własnej niepodzielności.

    Miłość to scalanie. Prawdziwe uczucie nie powoduje rozpadu tożsamości ani nie zadaje jej ran. Rozszerza je natomiast i wzbogaca.

    Miłość to nadawanie sensu. Doświadczenie miłości to uczestnictwo w łańcuchu znaczeń, który łączy życie istot żywych.

    Miłość to poznawanie. Dzięki miłości uczymy się i odkrywamy nowe drogi, które w przeciwnym razie pozostałyby nieznane, odkrywamy również prawdę o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko to ma jednak swoje dokładne przeciwieństwo. Oto dlaczego miłość jest także wolnością. Wolnością wyboru pomiędzy życiem a chorobą i śmiercią. Ten wybór leży w naszych rękach. Od stopnia własnej neurozy zależy, jak, kiedy i w jakim stopniu zaangażujemy się w miłość, ponieważ kochać to pewna umiejętność. Nie jest ot dar, który wszyscy otrzymujemy za darmo. Inaczej - wszyscy potrafimy kochać, mamy w sobie tę potencjalną zdolność, ale niewielu jej poszukuje, niewielu ją znajduje i wciela w życie, ponieważ zdolność kochania, którą człowiek posiada, jest równoznaczna z rozwijaniem osobowości. Żadnej z tych umiejętności nie otrzymujemy za darmo niczym podarunku, który dostajemy od kogoś, co może przecież przydarzyć się każdemu z nas, jak niezwykłe wydarzenie.

    Wszystko istnieje w głębi nas. Rzeczywistość jest tylko odbiciem naszego wnętrza. W każdym razie jest tym, co sami zauważamy.
    Jedynie poprzez poznawanie siebie możemy odkryć, czym jest miłość. To jedna i ta sama rzecz.

    Dojrzałość, czyli zdolność kochania, jest tak niezwykłym stanem, że wszyscy chcielibyśmy go doświadczać. Nie zależy on jednak od szczęścia ani od przypadku, ale od tego, czy przebyliśmy długą, trudną i pełną cierpień drogę, która do niego prowadzi. To rzecz niezwykła, odnaleziona wśród zwykłych spraw, bo do tego właśnie przeznacza nas los.

    Nie zazdrośćmy więc szczęśliwym parom ani ludziom dojrzałym. Nie sądźmy, że ominęło nas szczęście albo że nie potrafimy kochać. Wszyscy możemy przecież rozwijać osobowość i wszyscy umiemy kochać.

    Po to zostaliśmy stworzeni.
    To nasze jedyne zadanie.

    Nie myślmy więc, że szczęście w miłości czy mądrość to dary, które spadają z nieba i przysługują jedynie tym, którzy mają wyjątkowe szczęście.

    Ale uwaga!
    Nie będziemy umieli kochać, jeśli nie pójdziemy drogą, która prowadzi do rozwoju osobowości. Jest to klucz, magiczna cyferka, która pozwala nam, ludziom skromnym, ale stanowczym, podążać w stronę miłości.

    Kto nie rozwija własnej osobowości, niech nie rozpoczyna wędrówki. To dobra przyjacielska rada.

    OdpowiedzUsuń
  5. Valerio Albisetti, op. cit., Jedność, Kielce 1999, s.11-14. Mogę pożyczyć, jeśli się spodobało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cała rzeczywistość Lalki jest zbiorem, plątaniną dróg panów i pań "F". Można by te historie sprowadzić do opowieści o pani Meliton.
    Nic jej się w życiu nie udało, zawiodła się na wszystkich, włącznie z własnym psem - więc stała się ekspertem od relacji międzyludzkich - bo dobrze je rozumie i wie co jest komu potrzebne.
    Mimo, iż zapewne jestem panem F"X" bardzo nie lubię pani Meliton...............

    OdpowiedzUsuń
  7. Wczoraj w PRI po 22:00 była długa rozmowa na temat Lalki "Wokulski w Paryżu i czarne słońce melancholii - eseistyczna opowieść Krzysztofa Rutkowskiego". Gość audycji twierdził, że Lalka jest pełna odwołań do mitów antycznych. Postaci greckich bogów przemykają przez Lalkę niczym warszawscy przechodnie... Wokulski to fatalny melancholik, człowiek, który opłakuje nie poniesioną stratę i dąży do katastrofy - nie do rozwiązania swoich problemów.

    OdpowiedzUsuń