22 lis 2009

de venenis

Jest w "Hrabim Monte Christo" wielce interesujący wykład o działaniu różnych trucizn. Jak nas poucza Aleksander Dumas, są trucizny dwojakiego rodzaju. Jedne podawane w coraz większych dawkach uodparniają organizm, inne wręcz przeciwnie: podawane w niewielkich ilościach przez lata kumulują się i nagle delikwent umiera, gdy ilość nagromadzonej substancji toksycznej osiągnęła poziom zabójczy. Doświadczenie wskazuje, że jad odrzucenia należy do tej drugiej kategorii.

Jeśliby ktoś wpadł na pomysł trucia bliźniego jadem odrzucenia, to należy postępować tak: we wczesnym już dzieciństwie aplikować duże dawki obojętności i gniewu. Skutkiem ubocznym może być choroba sieroca, ale nie należy się tym przejmować. Z wiekiem przechodzi. Później dawki można już zmniejszać. Wystarczy raz na jakiś czas rzucona mimochodem uwaga: "jesteś okropnym bachorem", "mam z tobą Krzyż Pański", "po co ja cię w ogóle urodziłam?" lub coś w tym stylu. W późniejszym wieku można to zmienić na: "jesteś nieudacznikiem" albo "a jaki chłopak/dziewczyna by z tobą wytrzymał(a)?". Dawki nadal można zmniejszać. Na ogół w okolicach dwudziestu lat uzyskuje się efekt taki, że delikwent ciężko odchorowuje każde krzywe spojrzenie ze strony drugiego człowieka, każdy brak czasu, każde niecierpliwe słowo. I, co ciekawe, im dłużej truty, tym mniejsza - czasem wręcz wyimaginowana - kropla nieakceptacji wywołuje coraz potężniejsze skutki. Każda odnawia bowiem skumulowany ból wszystkich dotychczasowych odrzuceń.
Metoda jest w zasadzie doskonała: zabija psychikę nie zostawiając śladów. Sekcja zwłok nie wykaże nic obciążającego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz