16 paź 2009

"nasz los w naszych rękach"

Historia nie jest czymś obiektywnym. Niektórzy posuwają się wręcz do twierdzenia, że w ogóle nie istnieje. Jest bardziej w naszych głowach, niż w "realnym świecie", czymkolwiek by był ów "realny świat". Pewnie dla badacza historii takie tezy brzmią niesympatycznie, bo stawiają pod znakiem zapytania sensowność jego pracy. Do niczego takiego jednak nie zmierzam. Myślę bowiem teraz raczej o historii w skali bardzo mikro. O mojej własnej historii, która jest bardziej konstruktem myślowym, niż realnym pasmem zdarzeń. Nie to, by zdarzeń nie było naprawdę. Były. Zdarzenia i zderzenia z rzeczami i ludźmi. Skrzyżowane spojrzenia, zamienione słowa, czasem nawet otwarte serca. Ale splecenie się tych faktów w "pasmo", w jeden obraz, jest już dużo mniej rzeczywiste. Wśród morza zdarzeń i zderzeń żadne nie są ważniejsze lub mniej ważne, jeśli ja im wagi nie nadam. Póki ich nie nazwę, mijają tak niezauważone, jakby ich wcale nie było. I naprawdę: nie zapisując się w pamięci odchodzą w niebyt. W nieskończoności zdarzeń i zderzeń żadne nie mają głębszego sensu, jeśli ja im sensu nie dopiszę. Choć zatem same fakty są często ode mnie niezależne, ich zaistnienie w mojej głowie, ich ranga, miejsce na obrazie, oraz ich przesłanie - za to wszystko odpowiadam tylko ja. Dlatego rzeczywiście jesteśmy kowalami naszych losów. I czy z tych samych zdarzeń zbudujemy komedię, czy epos, od nas tylko zależy. Przy pomocy tych samych farb możemy namalować portret lub martwą naturę. Zmieniając sposób dostrzegania, oceniania i interpretowania faktów całkowicie zmieniamy więc treść naszej mikro historii. Odkrywanie, że ode mnie samej zależy dużo więcej, niż kiedykolwiek sądziłam, ma w sobie coś zachwycającego i przerażającego zarazem. Jak każdy rodzaj wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz