26 lip 2009

grandes decouvertes?

Trudno ocenić. Nasze Wielkie Odkrycia Geograficzne innym mogą wydać się banalne i śmieszne. Niewykluczone, że tak właśnie jest z moimi ostatnimi wnioskami, które - i to jest jednak najważniejsze - dla MNIE są ważne i nowe. By nie rzec rewolucyjne.
A rozmyślania dotyczą drogi, mapy, przewodników i poczucia zagubienia. Coraz bardziej jestem świadoma własnego lęku przed drogą. Lęku, na który lekiem dotychczas było zdawanie się na przewodników.
"Ja nie wiem, Ty wiesz, prowadź mnie, albo nawet ponieś na drugą stronę tego ciemnego lasu bez ścieżek." I wyłączenie krytycznego myślenia. A gdy przewodnik zawodził, zostawał lęk, że nie wiem, gdzie jestem, że nie znam drogi, że "gdzie ja się biedniuteńka podzieję".

A przecież (sama to napisałam!) "nie ma przewodników innych niż własna tęsknota."
I rośnie we mnie pewność, że jest zupełnie inaczej, niż dotychczas mi się zdawało.
Wszak ten las bez ścieżek, to MÓJ las. Nikt inny nie ma do niego mapy. Ja ją mam. I tylko ja. Mam ją naprawdę. Gdzieś na dnie komody z bielizną (widać, ja też muszę tam wreszcie zajrzeć). I w rzeczywistości WIEM, którędy iść. MOGĘ iść sama, gdy przewodnik się waha. Nie muszę załamywać rąk w poczuciu zagubienia. To mój las!

To samo dotyczy też Boga.
On jest we mnie i tylko we mnie. Wszystko, co usłyszę, przeczytam i zobaczę u innych może być jedynie wskazówką, jak Go odszukać w sobie. Tylko Ten we mnie jest Moim Bogiem. Tylko w Niego jestem w stanie uwierzyć. Ten w Piśmie, w kościołach, w Wyznaniach, jest Bogiem cudzym.
A przecież: "nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną!"
Obietnica (zwana tradycyjnie przykazaniem) się spełnia: Bóg, którego każdy człowiek ma przed innymi, nie jest cudzym bogiem. W cudzego boga nikt nie potrafi w pełni uwierzyć, choćby nie wiem jak mocno sobie to wmawiał. W ostatecznym rozrachunku wierzymy w to, co mamy w sercu. I tego się trzeba we własnym sercu dokopać, odrzucając cudzych bogów, których jakże często miewamy na ustach.
A jedynym przewodnikiem jest własna tęsknota.

1 komentarz: