31 lip 2009

dyskusje

Znów odzywa się we mnie pytanie, na które wciąż nie znalazłam odpowiedzi. Pytanie brzmi: "czemu tak trudno mi odpuścić?" Lubię logiczne merytoryczne dyskusje. Chyba nawet za bardzo je lubię. Jest to rozrywka, która potrafi mnie wciągnąć bardziej niż inne. Lubię, jak ktoś mi wykaże błędy w rozumowaniu, albo jak ja wykażę je komuś. I ilekroć wchodzę w dyskusję z kimkolwiek o czymkolwiek, to właśnie na to liczę. I niestety bardzo często się rozczarowuję, gdyż nie dla wszystkich dyskutowanie jest taką właśnie rozrywką. Wielu ludziom chodzi o jakieś zupełnie inne rzeczy. I w tym punkcie należałoby zrobić właśnie to: odpuścić. Ustąpić jak przysłowiowy mądry przysłowiowemu głupiemu.

Pewnym problemem jest u mnie jednak nadmierne angażowanie emocji w dyskutowanie. Niewykluczone, że podobnie jest u fanów gier komputerowych: niby chodzi o wirtualną zabawę. Zupełnie nieprawdziwą. A jednak adrenalina wre.
Czymś, co doprowadza mnie do autentycznej złości a nawet rozpaczy, jest niezrozumienie. Kiedy ja mam na myśli X, a mój rozmówca walczy ze mną twierdząc, że powiedziałam Y. A mnie się wciąż wydaje, że umiem wysławiać się jasno. I próbuję po raz setny dowieść, że chodzi mi o X a nie o Y. Często jednak zupełnie bezskutecznie.

Jestem przekonana, że takie niezrozumienie musi mieć swoje powody.
Może są tacy, których na przykład drażni sama osoba rozmówcy. Nie próbują wtedy pojąć, co chce się im powiedzieć, ale uprzedzenie sprawia, że wszystkie słowa są przekręcane. Można też chyba mieć alergię na inne elementy kontekstu, w którym odbywa się dyskusja.

Przychodzi mi do głowy, że pewnie mnie się też coś takiego przydarza. Nie ma powodu, bym akurat ja była od tego wolna. Cennym więc ćwiczeniem byłoby, gdybym sama sobie się przyjrzała pod tym kątem i poszukała podobnych alergenów u siebie. Kiedy, kto i dlaczego działa na mnie w sposób wywołujący irracjonalne zachowania wobec rozmówcy?

8 komentarzy:

  1. hmm, może dyskusja w realu z pewną damą o pewnym muzyku rozwiązałaby sprawę;-)I czasem faktycznie warto odpuścić niż szargać sobie nerwy sprawami które z dalszej perspektywy w sumie istotne nie są.Pozdrowienia:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawa jest nieistotna nawet z zupełnie bliskiej perspektywy. Nerwy zaś mi szarga moja własna bezradność. Bezradność w wyjaśnieniu komuś, że chyba jednak lepiej znam moje własne myśli niż ten ktoś. I że zarzucanie mi rzeczy, których nigdy nie powiedziałam, jest nie w porządku. Ale to może być po prostu pycha. Może "odpuścić" to po prostu w tym wypadku zgodzić się na to, że ktoś zbudował sobie obraz mnie i mojego myślenia sprzeczny z prawdą. Zgodzić się na to, że nic się z tym nie da zrobić, że nie da się udowodnić, że się nie jest wielbłądem, jeśli ktoś się upiera, by widzieć u nas dwa garby. Wolny człowiek w wolnym kraju ma prawo się upierać, że czarne jest białe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo żeby dobrze dyskutować trzeba po pierwsze być za pan brat z logiką (co oznacza również precyzyjne formułowanie własnych myśli, po drugie - hamować emocje i nie pozwolić by współdyskutant zamienił się w przeciwnika, którego koniecznie trzeba pokonać, a po trzecie - mieć w sobie wystarczająco dużo pokory by móc przyznać się, że argumenty drugiej strony są celne. Inaczej dyskusja szybko zamienia się w wyjaśnianie sobie nawzajemn co autor miał na myśli przy narastającej irytacji obu stron. Też lubię dyskutować, ale niestety ostatnio coraz częściej w trakcie dyskusji muszę po prostu powiedzieć - "powiedziałam, co miałam do powiedzenia, niestety nie udaje nam się porozumieć, ja ze swojej strony kończę". Jest to przykre, ale pozwala na uniknięcie nerwicy.

    Przy okazji pozdrawiam na powitanie, bo choć czytam już od jakiegoś czasu, to komentuję po raz pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myśli staram się na ogół formułować precyzyjnie. Mimo to zdarza się, że zostanę źle pojęta. Czasem to moja wina (mimo starań nie udało się być dość precyzyjnym), czasem druga osoba niedokładnie zrozumie (trzeba też umieć czytać ze zrozumieniem). Irytujące jest, gdy mimo coraz dobitniejszego i coraz precyzyjniejszego podkreślania, że nie powiedziałam (i nie uważam) wcale że "a" i że "b" i że "c", ktoś nadal na mnie najeżdża mówiąc: "czemu twierdzisz, że "a", "b" i "c"? a w ogóle to się na tym nie znasz, więc nie twierdź!"

    Mnie odpuszczenie jakoś nerwów nie oszczędza, bo nawet jak postanowię sobie nie zabierać już głosu, to w duchu nadal się czuję sfrustrowana. Dlatego właśnie zastanawiam się nad własną postawą. Może muszę nad czymś u siebie popracować, by umieć naprawdę "odpuścić" i czuć się z tym dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lepiej sobie odpuścić. Trwać przy swoim tylko w naprawde ważnych sprawach, a to co w sumie nie jest tak istotne, niech niepotrzebnie nie "psuje krwi" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo w dyskusji obie strony muszą mieć właściwe umiejętności. Mnie też często coś trafia kiedy tłumaczę coś po raz n-ty a nadal odnoszę wrażenie, że inni zupełnie nie rozumieją istoty problemu, zaczynają odwracać kota ogonem i ignorują podstawowe zasady logiki.
    A jeśli ma się poczucie słuszności własnych poglądów, to chciałoby się, żeby inni też uznali ich słuszność lub przynajmniej wzięli pod uwagę - szczególnie gdy są dobrze uargumentowane.
    Niestety doświadczenie pokazuje, że to nie zawsze działa. A nawet - co smutne - często nie działa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Macie rację. Wiem. Lepiej odpuścić. Na pewno coś jest nie tak, skoro tak mi to trudno przychodzi. Muszę nad tym popracować.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja myślę, że problem w tym, że bardzo mało osób umie słuchać. myślą, że słuchają, a nie słuchają, więc jak nie słuchając mogą usłyszeć? stąd jakościowa różnica w rozmowie z psychoterapeutą. oni do bólu uczą się i ćwiczą słuchanie. a nieumiejętność odpuszczenia... czy nie jest przypadkiem niepewnością własnych granic? tak naprawdę od tego, że ktoś widzi w nas wielbłąda, wcale się wielbłądem nie stajemy. może nam być przykro, bo to człowiek nam bliski - to zdrowa reakcja. ale możemy też reagować lękowo, tak jakby zwielbłądzienie naprawdę nam groziło. walczyć o prawo do niebycia wielbłądem z kimś, kto wcale o naszej tożsamości nie decyduje. umieć odpuścić to umieć stracić nadzieję na porozumienie, na bliskość na tej płaszczyźnie z danym człowiekiem. nie tracąc nadziei na bliskość w ogóle, czasem nawet - nadziei na bliskość z tą osobą. bliskości absolutnej nie ma.

    jaskrawo i od razu widzę, gdy słuchać nie umie ktoś. ale czy ja umiem, pytam się, gdy w rozmowie tak bardzo uważam, że to ja, ja mam rację, i tylko dlaczego ten ktoś nie chce tego usłyszeć, zrozumieć. czy ja dopuszczam, że jego wersja jest równouprawniona. czy naprawdę dopuszczam. bo jeśli nie, to oczekiwania, że on usłyszy moją robią się bez sensu. no i tak.

    OdpowiedzUsuń