29 sie 2009

o kondycji, honorze i życiu w necie

No i tak jakby po wakacjach... Września nie ma, a ja już z powrotem w sieci. A to wszystko przez wybryki własnego organizmu. Wyprawa z plecakiem w Małą Fatrę na Słowacji okazała się mnie przerastać. Została plama na honorze, obawy co do własnego zdrowia no i powrót do netu. Co z tego, że za oknem Korbielów? Po pierwsze deszczowy, więc i tak nigdzie nie pójdę. Po drugie gdzie będę łazić sama? A po trzecie spuchły mi nogi. Możliwych wyjaśnień jest kilka:
1. Dotychczas albo chodziłam z ciężarami, albo wspinałam się po górach, ale w moim długim życiu nie przytrafiło mi się dotąd połączenie tych dwóch sportów. To był pierwszy raz. I chyba będzie ostatni. Skoro za młodu do tego nie przywykłam, trudno oczekiwać, że nagle na starość się zrobię atletką.
2. Rok nie ruszania się sprzed kompa swoje robi i kondycja pozostawia do życzenia. Gorzej, że skutkiem tego znów na powrót ląduję przed kompem.
3. Może te opuchnięte nogi o czymś świadczą i pora się po prostu wybrać do lekarza? Złe krążenie, słabe serce... warto by się przebadać.

Jakby nie patrzeć - oto znów komp, znów net i znów wojny diadochów. Nie powiem: żałuję, że zamiast 6 dni spędziłam na szlakach tylko 3. Niemiła to porażka i trochę uwiera. Ale nie będę też ukrywać, że powrót do netu przykry nie jest. Uzależnienie. Jak nic.

1 komentarz:

  1. Sama + góry jest the best!!! Ja w każdym razie lubię. A co do kondycji - jeśli psyche jest ok, to i soma ma się lepiej. Pamiętam makabrę w Bieszczadach we wrześniu 2003 i myślę, że teraz plecak nie byłby mi taki straszny. Z ciężarami fajna jest WOLNOŚĆ. Ale generalnie korzystałabym z dobrodziejstw cywilizacji, bo z małym plecakiem przyjemniej ;-) Najfajniejsza jest chyba opcja wyjazdu pół na pół: 2-3 dni stacjonarnie, a potem przenoszenie obozowiska. No i towarzystwo też istotne - ciężarowanie zaczynać trzeba w dawce mini, nie maxi.

    OdpowiedzUsuń