17 sie 2009

ołów

Ołowiana kula gdzieś w brzuchu. W środku. Aha, czyli witaj Lęku. Dawnośmy się nie widzieli. No i czego? Na jaki temat tu jesteś?
Jak zwykle mówisz: "Nawaliłaś i zostaniesz ukarana. Jeszcze zobaczymy jak. Coś się wymyśli i to będzie bolało. A wiesz, co zrobiłaś? Nie wiesz! No to masz o czym pomyśleć. A kara będzie..."
Zachodzę więc w głowę. Za co ten lęk? Za który grzech? Trochę się ich nazbierało różnych. Przeciw Bogu, przeciw ludziom. Jak się dobrze przyjrzeć, to wszystkie te różne grzechy dają się sprowadzić do niespełniania oczekiwań. Nie byłam taka, jaką chcieli, bym była. Nie robiłam tego, czego się po mnie spodziewali. Ten Bóg i ci ludzie. Nie stanęłam na wysokości zadania.

Gorzej.
Nie byłam taka, jaką sądziłam, że chcą, bym była.
Nie robiłam tego, co sądziłam, że się po mnie spodziewają.

W miarę komplikowania składni upraszcza się - wbrew pozorom - wewnętrzne zapętlenie.
I zaczyna przezierać mechanizm. Mechanizm ALIBI ET ALIQUANDO.
Czyli demon acedii znów mnie dorwał. W którym momencie? Czy przedwczoraj wieczorem, gdy w Dusznikach Aleksander Gavryluk zagrał na bis marsz weselny Mendellsohna Bartholdy'ego? Być może.

W jednej chwili po prostu przestałam być HIC ET NUNC i zaczęłam żyć w optativie i irrealisie (nawiasem mówiąc powinien istnieć też okres warunkowy "paenitentialis" dla wszystkich zdań typu: "ah, gdybym była wtedy nie poszła, to ...").
A gdy już się ześlizgnę z wąskiej krawędzi indicativu, to wszystko zaczyna się sypać. Zamiast po prostu żyć wewnątrz własnej opowieści próbuję się dopasować do którejś z ról w historiach cudzych. Gorzej: w historiach, które sama dla innych wymyślam. W rzeczywistości bowiem nie wiem wcale, jakie narracje żyją w głowach innych ludzi. Ale próbuję je sobie wyobrazić i w nich zamieszkać, tak jakbym się obawiała, że jeśli nie dostanę roli w czyimś teatrzyku, to po prostu zniknę. Zapominam, że w realnym HIC ET NUNC rozwija się moja własna, najprawdziwsza historia. A życie poza indicativem jest po prostu straszne. To jest miejsce, w którym lęgną się wszystkie potwory z dziecięcych koszmarów. To jest miejsce, w którym spełniają się życzenia i realizują sny. Kto czytał Pratchetta i Lewisa, ten wie, że to nie oznacza bynajmniej nic fajnego. Trudno się więc dziwić, że od przebywania poza indicativem rośnie mi w brzuchu ołowiana kula.

1 komentarz:

  1. Nie martw się, lęk zdejmuj z siebie powoli i świadomie. Bądź odważna, nie bój się lęku. Jestem z Tobą myślami i modlitwą.

    OdpowiedzUsuń