31 sie 2009

niedziela

Zabierałam się do tego jak pies do jeża. Odwlekałam i znajdowałam różne usprawiedliwienia. Ale w rzeczywistości po prostu wcale mnie nie ciągnęło, by przed kratkami konfesjonału wyznać, że - zupełnie głupio - obraziłam się na Pana Boga. Ale w końcu się przemogłam. Nie będę ukrywać, że nieco zawstydzenia i zazdrości wywołał u mnie ostatni wpis To-Mówię-Ja. W ogóle jak czytam To-Mówię-Ja, to żółć mnie z zazdrości zalewa, bo ja też tak chcę! Ale co tam... każdy ma swoje życie i wcale nie wiadomo, czy jak bym tak miała, to by mi się podobało.
Wracając do "adremu", jak to się czasem mówi, zdecydowanie się na spowiedź nie jest niczym aż tak specjalnym, by poświęcać temu wpis na blogu. Ale to, co się dostaje w zamian, okazuje się czasem tak wyjątkowe, że aż dech zapiera. Skoro chciałam wiedzieć, czy On w ogóle mnie słucha i czy w ogóle się mną przejmuje, to się dowiedziałam. Dostałam do ręki twardy dowód, jak Sam Vimes, gdy mu w "Night Watch" podrzucili papierośnicę - prezent od Sybill. I mam nadzieję, że jak Samowi pomoże mi on pamiętać, co jest indicativem a co tylko optativem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz