21 sie 2009

wakacje

Dla mnie zaczną się jutro. Takie prawdziwe, czyli bez klepania w klawiaturę. Cały tydzień z daleka od komputera, od netu, od pogawędek z Miłym Człowiekiem i Samprasaraną. Tydzień łażenia z plecakiem po górach, spania w schroniskach i zapominania, że gdzieś kiedyś były wojny diadochów i wojny Sobieskiego. Bardzo pacyfistyczny tydzień. Najważniejsze to zgnieść w zarodku wszelkie wyrzuty sumienia, że przekłady nie pokończone. Bo chodzenie po górach ze skrupułami w duszy to jak chodzenie z kamieniami w butach. Co zresztą wynika z etymologii. Krótko mówiąc - niewygodnie. W tym roku wakacje mają tydzień i ten tydzień trzeba maksymalnie wykorzystać. Bo już tydzień kolejny znów spędzę przed monitorem. Poranki z Tomaszem z Akwinu, a popołudnia z diadochami.

Jutro o świcie wymarsz. Najpierw do Krakowa. Samochodem, komfortowo i w doborowym towarzystwie Ojca Michała. A w poniedziałek pociągiem na Słowację. Może w międzyczasie zabiję Eumenesa kończąc w ten sposób kolejny rozdział. Tymczasem ostatnie pranie wysycha na werandzie, kot odniesiony do mamy, plecak na wpół spakowany. I pobudka o 4.00. To teraz już chyba czas na sen. Do zobaczenia we wrześniu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz