19 sie 2009

ulica Wspomnień

Wczoraj wspominaliśmy lata szkolne i przedszkolne. Numery, które robiliśmy innym, i te, które inni nam robili. Krzywdy zaznane od niekompetentnych i złych nauczycieli i wychowawców oraz własne sposoby na życie, które wtedy mieliśmy.
Z reakcji Kwiatuszka wyłowiłam coś zupełnie zaskakującego. A mianowicie, że moje ówczesne zagubienie w rzeczywistości może być godne pozazdroszczenia. Niefrasobliwość, nieprzywiązanie do spraw uznanych za nieważne, swoboda przebywania we własnym świecie.
Choć wiem, jaka była cena, chyba faktycznie muszę przyznać, że było warto.
Warto było dostawać dwóje i tróje, permanentnie nie odrabiać prac domowych i nigdy nie pamiętać o klasówkach. Chodzić do szkoły z myślą, że idę by spotkać koleżanki i kolegów, a nie by się uczyć fizjologii wieloszczetów i danych wydobycia węgla z ostatnich pięciu lat. Z perspektywy czasu widzę, że choć próbowano mego zwariowanego ducha spętać lękiem, udało im się tylko częściowo. Jakieś więzy nałożyli, ale nie zdołali złamać.
Ten zupełnie nowy komentarz do moich szkolnych lat napawa mnie dziś dziwną siłą i optymizmem. Zwłaszcza, że to wszystko, czym mnie straszyli, było straszne wtedy, w mojej wyobraźni. Dziś przecież wiem, że realnie straszne nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz